Plakaty

Nie moge się jakoś ostatnio zabrać za modelowanie ale za to zrobiłem kilka fanartów. Do złapania w sklepie na etsy. Przy okazji stwierdzam że temu blogu przydałoby się kilka kosmetycznych zmian które spróbuje wykonać w najbliższym czasie.


0 komentarze:

Elektryczna lanca czyli pomalowany śrubokręt

Udało mi się wreszcie znaleźć chwilę, żeby teksturować i zrenderować lance, śrubokręt.




0 komentarze:

Niepoważny śrubokręt soniczny WIP

Miał być dłuższy wpis na jakiś poważniejszy temat, niestety śledzenie kursu bitcoina zżera moje nadwyżki czasowe. W związku z tym tylko krótka wrzuta ze śrubokrętem:




0 komentarze:

Czołg da Vinci Final

Wersja oteksturowana, mimo mojej awersji do tekstur drewna nawet nieźle wyszło.




0 komentarze:

Radosne modelowanie wg Leonarda Da Vinci

Któregoś pięknego wieczoru miałem chwile wolnego. Siadłem do komputera z pomysłem na wymodelowanie detalu. Po kilku próbach detal został wymodelowany i zacząłem zastanawiać się do czego by go wykorzystać. Najpierw miał posłużyć jako nóżka ekspresu do kawy wzorowanego na bardzo ciekawym projekcie.polskiej firmy "Pol-Ekspres". Ekspres niestety zupełnie nie chciał wychodzić i został porzucony. Detal jednak pozostał i miał posłużyć jako ozdobnik kół w armacie, która chciałem wymodelować wzrosnąć się na Car puszce. Armata jednak też nie chciała współpracować. Na tym etapie wobec rosnącej desperacji przypomniałem sobie o sugestii, rzuconej dawno dawno temu przez oglądacza moich prac na DA, by spróbować przerobić czołg Leonarda da Vinci na steampunk.Wziąłem więc niewspółpracujące kawałki armaty i przerobiłem. Tylko mój detal od którego zacząłem, gdzieś się zagubił w tych przekształceniach. Wersja robocza nieoteksturowana wygląda tak:

Steampunk Da vinci tank Work in progress 1

Steampunk Da vinci tank Work in progress 2

Steampunk Da vinci tank Work in progress 3

Steampunk Da vinci tank Work in progress 4

0 komentarze:

Minigaleria: Youngtimer Warsaw

Zachęcony pogodą postanowiłem dzisiaj wpaść na zakończenie sezonu Youngtimer Warsaw. Trochę to off-top bo żadna z tych maszyn nie jest napędzana parą ale ilość głupiego (w sensie pickwickowskim) żelaza usprawiedliwia publikacje.

Na początek przebój sezonu: jeżeli masz na zewnętrznym bagażniku oldschoolową walizkę dostajesz +10 do zajebistości.








Element niezbędny #2: Musisz znaleźć odpowiednią książeczkę z Wydawnictwa Komunikacji i Łączności i położyć ją w najbardziej widocznym miejscu samochodu (w zależności od modelu przednia/tylna półka) Jeżeli nie możesz dopasować książki do posiadanego samochodu musisz zadowolić się jaką publikacją uniwersalną typu: "Jeżdżę z przyczepą"


Jeżeli halogeny z przodu to koniecznie w stylowych pokrowcach.










0 komentarze:

Colt wersja 2.0

Szybki projekt codename "Colt" a.k.a. "nigdy więcej supernaturala" trwa.





0 komentarze:

Colt z lekką nutą steampunku

Chyba nie powinienem powtarzać sobie początków Supernaturala. Kończy się to modelowaniem dość głupich rewolwerów. niestety jakiś czas temu nie odmówiłem sobie tej "guilty pleasure" i oto efekt, zupełnie bezsensowny rewolwer na kule i czarny proch, jakby w rzeczywistości nie były to wyjątkowo zawodne koncepcje. Wizualnie wzorowany na Colt Navy, z lekką nutką steampunkowo-wiktoriańskich zdobień. Przy okazji testuje różne metody oświetlania nieoteksturowanych modeli, nie powiem żebym osiągnął w tym jakieś wielkie sukcesy.




0 komentarze:

Pożeglować do Timbuktu

Ludziom, których trudy wynoszą ponad idee w królestwo "tworzywa rzeczywistości" – ekologom krain bezwodnych, obojętne gdzie i kiedy działają, niniejszy przyczynek futurologiczny w pokorze i z podziwem dla ich pracy poświęcam.
"Diuna" – dedykacja F.Herberta


Dzisiaj będę straszny, opowiem wam dowcip... to znaczy opowiem wam o pewnym projekcie, którego nie powstydziłby się żaden steampunkowy inżynier. Projekcie godnym kapitana Nemo, Cyrusa Smitha i profesorka Nerwosolka. Opowiem wam o jednej z pierwszych poważnych prób terraformowania w historii ludzkości. Opowiem wam o próbie podlewania Sahary.

Francuscy Inżynierowie

Jednym z pierwszych którzy wpadli na taki pomysł był: François Élie Roudaire, który zawodowo zajmował się mierzeniem Północnej Afryki (dzisiejsza Algieria), na potrzeby francuskiej armii. W latach 1860-ntych zię biegał radośnie po wydmach Sahary z teodolitem. W przerwach pomiędzy wyznaczaniem kolejnych fortów legii cudzoziemskiej, ten bystry człowiek zauważył że spora część Sahary leży poniżej poziomu morza. Mam wrażenie, że mniej więcej w tym momencie zaczął kombinować: "Zaraz, zaraz, mamy tu rozległe przestrzenie pełne piasku i Beduinów... a zaraz obok leży przecież morze, a jakby tak...." Proces analityczny Roudaire-a można zaobserwować na poniższej rycinie:
Roudaire wpada na pomysł (fot: wikimedia; photoshop: ja)
Mniej więcej do tych samych wniosków doszedł Donald Mackenzie. Swoich pomiarów dokonywał dla odmiany w Maroku, i planował brać wodę raczej z Atlantyku niż z Morza Śródziemnego. Pomysł obu był jednak bardzo podobny: Zatopmy kawał Sahary! Zamieńmy kawał bezużytecznej pustyni w żyzne ziemie, podobne do delty nilu, dajmy prace tysiącom ludzi, by afryka nasze kolonie rosły w siłę a ludziom żyło się dostatniej.

Roudaire swoim projektem zainteresował Ferdinanda de Lesseps. Francuski dyplomata, przedsiębiorca, właśnie skończył kierować budową Kanału Sueskiego, a dopiero za kilka lat miał zająć się Kanałem Panamskim, miał więc trochę czasu i radośnie poparł swojego rodaka. Projekt został przedstawiony Akademii Francuskiej i przyjęty entuzjastycznie. Francuski rząd wyłożył na 35 000 franków na dalsze badania tematu. Planowano poprowadzenie kanałów od morza śródziemnego do depresji w Algierii i stworzenie śródlądowego morza o powierzchni 8 000 km2 (mniej więcej tyle co jezioro Titicaca, znacznie bardziej ambitny projekt Mackenzie-ego zakładał 155 000 km2 – mniej więcej połowa wielkości Morza Kaspijskiego). Na potrzeby śródlądowego morza trzeba byłoby wykopać kilometry kanału przez pustynie. Przedsięwzięcie kosztowałoby około 30 milionów ówczesnych dolarów, co po uwzględnieniu inflacji daje 560 milionów, jednym słowem taniocha. Efekt? Tunis i Algieria z państw pustynnych miały stać się krainą mlekiem i miodem płynącą. Brzmi nieźle prawda?

Zaznaczone ciemnym kolorem "Perimetre submerisble" tłumaczymy z francuskiego jako: "Zalejmy to na chwalę republiki"


Gazety rozpisywały się o zbawiennych dla regionu i dobrostanu ludzkości efektach. Przewidywano rozkwit żeglugi handlowej i turystycznej na brzegach nowego morza. (Projekt Mackenziego był jeszcze bardziej ambitny. Zakładał połączenie nowego zbiornika kolejnym kanałem z rzeką Niger.) Powstanie nowych osiedli i miast. Angielskie Daily News nazwało projekt:

the most remarkable that has ever been devised.
Autorzy projektu przewidywali, że jezioro będzie miało dobroczynny wpływ na klimat, choć nie wszyscy podzielali ten entuzjazm. Niejaki Pan Alexander William Mitchinson (z pewnością członek proto-greenpeace-u) przewidywał że jeżeli tylko pozwoli się dwóm francuzom zrealizować swoje niecne plany cała Europa zmieni się w malaryczne bagienko.

Plany zalewowe naniesione(mniej więcej) na współczesną mape. Źródło: google.


Przedsięwzięto (co za trudne słowo) więc ekspedycje, która miała dokładanie zbadać wykonalność przedsięwzięcia. Niestety, wraz z dalszymi pomiarami plan zaczął się sypać, okazało się że depresja zwana fachowo szottem leżąca najbliżej morza śródziemnego w rzeczywistości depresją nie jest.  Roudaire nie pozwolił jednak żeby taki problem go pokonał. Zaproponował wydłużenie kanału z zakładanych 20 kilometrów do jakiś 240(sic!), zaprawdę człowiek godny swojej epoki. Niestety gdzieś na tym etapie komuś na rządowym szczeblu zapaliła się lampka alarmowa i wobec kolejnych problemów wstrzymał finansowanie projektu.

Kiedyś trawa była bardziej zielona

Nie chcę tu wyjść na zdziadziałego reakcjonistę. Jednak trochę smutno czyta mi się o tych niesamowitych projektach, kiedy dzisiaj cieszymy się że budowa obwodnicy skończy się za zaledwie 17 lat, trochę poraża mnie ta różnica skali. Wiem, że wtedy było znacznie prościej, bo nikt nie troszczył się o decyzje środowiskowe i BHP a panowie Roudaire i Lesseps z radością wygubili by całe populacje puszystych pustynnych zwierzątek a po skończonej pracy powiedzieli "w tym miesiącu zginęło tylko 200 robotników – całkiem niezły wynik". Wiem, ówcześni inżynierowie przypominali trochę uczniów czarnoksiężnika, dysponując mocą której efektów nie byli wstanie przewidzieć, zmienimy Europe w bagno albo północną Afrykę w rajskie ogrody – zobaczymy co wyjdzie. Trochę mi jednak brakuje tego brawurowego wyznaczania sobie celów na samej granicy możliwości albo tuż poza nią, nie oglądając się na konsekwencje.

Amerykańscy naukowcy

Do projektu powracano wielokrotnie: około 1910 francuski profesor Etchegoyen proponował jeszcze większy i dłuższy kanał, swoje trzy grosze musieli dorzucić też #amerykańscy naukowcy. Postulowali powrót do projektu francuzów, ale żeby nie bawić się w kopanie kanałów proponowali użyć eksplozji nuklearnych w ramach projektu Plowshare. Przebłysk geniuszu mieli też analitycy CIA który proponowali sukcesywne podlewanie pustyni egipskiej wieloma kanałami. Miałoby to doprowadzić do pokoju na bliskim wschodzie poprzez "danie arabom czegoś do roboty", być może CIA nie użyła dokładnie tych słów ale ewidentnie to właśnie mieli na myśli.

Juliusz Verne

Na ślad tego projektu trafiłem przeglądajać twórczość Juliusza Verne-a. W swojej ostatniej książce "L'Invasion de la mer"(1905) opowiada o budowie właśnie takiego kanału w celu otwarcia serca Afryki na świat, w tle biegają Berberowie z lokalnego komitetu "Nie damy rozjechać Pierdziszewa"(copyright WO), którzy zdaniem niektórych krytyków zwiastują arabski terroryzm i al-Kaidę. Na koniec przychodzi trzęsienie ziemi i odwala brudną robotę za inżynierów. Musze to przeczytać.

Jak widać Google uważa że projekty zostały już częściowo zrealizowane.

Źródła:

http://en.wikipedia.org/wiki/Invasion_of_the_Sea
http://en.wikipedia.org/wiki/Sahara_Sea
http://www.wiw.pl/biblioteka/wirusy_oldstone/08.asp
http://io9.com/the-great-sahara-sea-that-almost-was-837206551
http://en.wikipedia.org/wiki/Fran%C3%A7ois_Elie_Roudaire
http://basementgeographer.com/flooding-the-qattara-depression/

0 komentarze:

Steampunk sub final


Wreszcie się zmobilizowałem i zrobiłem ostatnie poprawki w oteksturowanej łodzi podwodnej. Pewno niektóre rzeczy można by zrobić inaczej/lepiej ale i tak myślę że jest nieźle.

0 komentarze:

Jasper Morello: film ktory nie mogł się zdecydować


Przed napisaniem tej notki autor długo i namiętnie powtarzał sobie że recenzować nie znaczy krytykować... Niestety autosugestia jakoś nigdy na niego nie działała.

Wizualnie jest git

The Mysterious Geographic Explorations of Jasper Morello to steampunkowa animacja z krainy kangurów. Nowość to to nie jest, bo powstała w 2005 roku, w 2006 była nawet nominowana do Oskara w kategorii filmów krótkometrażowych. Jakoś tak wyszło, że nie wpadłem na nią wcześniej, no ale skoro jest oficjalnie dostępna na youtubie to w końcu wypadało obejrzeć. Jak rozumiem, chociaż tutaj informacje są sprzeczne, plan był taki żeby nakręcić 4 części. Zrealizowano jedną a potem wszystko poszło w wahoonie, czy też raczej w eukaliptusy.

Głowny bohater w typie romantyczmym.

Wizualnie całość jest baaardzo ładna, ale... Osobiście raził mnie mnie trochę stylistyczny bałagan. Bałagan to w zasadzie zbyt mocne określenie, raczej zbytnia mnogość zastosowanych stylów i technik animacji. Pierwszy plan to silhouette animation z tym że sylwetki jak rozumiem były wycinane i animowane tradycyjnie. Drugi plan to przesuwające się względem siebie plansze klasycznych dwuwymiarowych rysunków, coś jak w starych platformówkach, a i gdzieniegdzie jeszcze trójwymiarowe elementy. Niektóre sceny są dla odmiany całkowicie trójwymiarowe, a nie które łączą wszystkie wspomniane powyżej techniki.



Stosunkowo najsłabiej wyglądają sceny całkowicie trójwymiarowe, a animacje sylwetek najlepiej. Zwłaszcza początkowe ujęcia w mieście są naprawdę konkretne, ale być może podobały mi się tak bardzo dlatego że skojarzyły mi się z Abe's Oddysee, niemniej jednak duży plus. Design statków/mechanizmów bardzo ładny i dopracowany naprawdę w szczegółach, naprawdę warto to obejrzeć dla chociażby dla strony wizualnej.

Fabuła, czyli zaczynają się problemy.

Jak głosi tytuł Jasper Morello to film który nie może się zdecydować. O ile w przypadku strony wizualnej ten eklektyzm jeszcze nie w przeszkadza tak bardzo, to jeżeli chodzi o fabułę robi się nieco gorzej.

W tym miejscu następuje dygresja: Przy składaniu czasopism zazwyczaj następuje taki moment w którym człowiek ma ochotę krzyknąć: "Drogi kliencie! strony nie są z gumy!" Ta prostą mądrość nigdy jakoś nie trafia do redaktora, który chce zmieścić na stronie 2-3 razy więcej tekstu niż było w projekcie, i jeszcze dziwi się że to złe wygląda. Trochę podobny problem mieli twórcy tej animacji. Może nie próbowali zmieścić 2 razy tyle fabuły ile powinni ale powiedzmy jakieś 120% i to troszke zgrzyta.

Mamy dwa... dwa i pół...  no może trzy... ciężko w zasadzie policzyć ile równorzędnych wątków wciśnięto w tego 20-kilkuminutowego shorta, przejdźmy więc przez  nie pobieżnie (uwaga lekkie spoilery):
  1. Główny bohater, nawigator na latającym statku badawczym, zmaga się z traumą na skutek bliżej nieokreślonego błędu który popełnił w poprzednim rejsie. Przy tym na zmianę obiecuje swojej żonie, że już nigdy nie będzie podróżował, i skacze ze szczęscia (w wiktoriańskim stylu) że jednak podróżuje. Trauma manifestuje się upuszczaniem całkiem ładnego kompasu... nie żebym się czepiał ale jeden kompas na statek? na każdym jachcie morskim, którym pływałem były przynajmniej 2.. nie licząć GPS-a
  2. Historia w stylu 8 pasażera Nostromo. Bohaterowie we mgle rozbijają się o opuszczony statek na którym coś wymordowało załogę. Następnie z bliżej nieokreślonych powodów, zamiast a) wracać do domu b) lecieć dalej do celu, postanawiają zająć się eksploracją losowo wybranego kawałka mapy. W końcu to bohaterowie nie wymagajmy od nich zbyt racjonalnego postępowania.
  3. Konflikt dramatyczny bohatera. Jego żona umiera, ocalić ją może tylko śmierć jego załogi... Ilość absurdalnych decyzji, która doprowadziła do powstania tego dylematu miejscami troszeczkę przeraża... ale ogólnie daje rade.
W tle jeszcze przewija się tajemnicza wyniszczająca epidemia... ale to już szczegóły.

Odkryjmy cały świat, ale zostawmy na mapach tajemniczą plamę żeby bohaterowie mogli przeżywać tam przygody.

 Bez szalonego naukowca się nie liczy.

Wypada tu jeszcze wspomnieć o postaci szalonego naukowca. Na początku co prawda udaje że nie jest szalony, ale przecież i tak mu nie wierzymy. Jak każdy porządny czarny charakter knuje i spiskuje. Dodatkowo jeszcze wozi ze sobą swoje podręczne formikarium, jak wiadomo absolutnie niezbędne przy podróżach geograficznych. Słyszałem że James Cook nigdzie się nie ruszał bez swojej mrówczej farmy. Zastanawia mnie tylko czemu scenarzyści wpisali mu do listy dialogowej rzucanie oderwanymi od tematu seksistowskimi komentarzami.

Szalony naukowiec i jego tresowane mrówki.

 Warto?

Recenzowanie to nie krytykowanie, recenzowanie to nie krytykowanie... powtarzaj to sobie i oddychaj głęboko.Wbrew mojej może nieco zbyt krytycznej recenzji, warto poświęcić 20 minut na obejrzenie, ja może nie zostałem powalony na kolana ale to kawał niezłej animacji.

0 komentarze: