Jasper Morello: film ktory nie mogł się zdecydować


Przed napisaniem tej notki autor długo i namiętnie powtarzał sobie że recenzować nie znaczy krytykować... Niestety autosugestia jakoś nigdy na niego nie działała.

Wizualnie jest git

The Mysterious Geographic Explorations of Jasper Morello to steampunkowa animacja z krainy kangurów. Nowość to to nie jest, bo powstała w 2005 roku, w 2006 była nawet nominowana do Oskara w kategorii filmów krótkometrażowych. Jakoś tak wyszło, że nie wpadłem na nią wcześniej, no ale skoro jest oficjalnie dostępna na youtubie to w końcu wypadało obejrzeć. Jak rozumiem, chociaż tutaj informacje są sprzeczne, plan był taki żeby nakręcić 4 części. Zrealizowano jedną a potem wszystko poszło w wahoonie, czy też raczej w eukaliptusy.

Głowny bohater w typie romantyczmym.

Wizualnie całość jest baaardzo ładna, ale... Osobiście raził mnie mnie trochę stylistyczny bałagan. Bałagan to w zasadzie zbyt mocne określenie, raczej zbytnia mnogość zastosowanych stylów i technik animacji. Pierwszy plan to silhouette animation z tym że sylwetki jak rozumiem były wycinane i animowane tradycyjnie. Drugi plan to przesuwające się względem siebie plansze klasycznych dwuwymiarowych rysunków, coś jak w starych platformówkach, a i gdzieniegdzie jeszcze trójwymiarowe elementy. Niektóre sceny są dla odmiany całkowicie trójwymiarowe, a nie które łączą wszystkie wspomniane powyżej techniki.



Stosunkowo najsłabiej wyglądają sceny całkowicie trójwymiarowe, a animacje sylwetek najlepiej. Zwłaszcza początkowe ujęcia w mieście są naprawdę konkretne, ale być może podobały mi się tak bardzo dlatego że skojarzyły mi się z Abe's Oddysee, niemniej jednak duży plus. Design statków/mechanizmów bardzo ładny i dopracowany naprawdę w szczegółach, naprawdę warto to obejrzeć dla chociażby dla strony wizualnej.

Fabuła, czyli zaczynają się problemy.

Jak głosi tytuł Jasper Morello to film który nie może się zdecydować. O ile w przypadku strony wizualnej ten eklektyzm jeszcze nie w przeszkadza tak bardzo, to jeżeli chodzi o fabułę robi się nieco gorzej.

W tym miejscu następuje dygresja: Przy składaniu czasopism zazwyczaj następuje taki moment w którym człowiek ma ochotę krzyknąć: "Drogi kliencie! strony nie są z gumy!" Ta prostą mądrość nigdy jakoś nie trafia do redaktora, który chce zmieścić na stronie 2-3 razy więcej tekstu niż było w projekcie, i jeszcze dziwi się że to złe wygląda. Trochę podobny problem mieli twórcy tej animacji. Może nie próbowali zmieścić 2 razy tyle fabuły ile powinni ale powiedzmy jakieś 120% i to troszke zgrzyta.

Mamy dwa... dwa i pół...  no może trzy... ciężko w zasadzie policzyć ile równorzędnych wątków wciśnięto w tego 20-kilkuminutowego shorta, przejdźmy więc przez  nie pobieżnie (uwaga lekkie spoilery):
  1. Główny bohater, nawigator na latającym statku badawczym, zmaga się z traumą na skutek bliżej nieokreślonego błędu który popełnił w poprzednim rejsie. Przy tym na zmianę obiecuje swojej żonie, że już nigdy nie będzie podróżował, i skacze ze szczęscia (w wiktoriańskim stylu) że jednak podróżuje. Trauma manifestuje się upuszczaniem całkiem ładnego kompasu... nie żebym się czepiał ale jeden kompas na statek? na każdym jachcie morskim, którym pływałem były przynajmniej 2.. nie licząć GPS-a
  2. Historia w stylu 8 pasażera Nostromo. Bohaterowie we mgle rozbijają się o opuszczony statek na którym coś wymordowało załogę. Następnie z bliżej nieokreślonych powodów, zamiast a) wracać do domu b) lecieć dalej do celu, postanawiają zająć się eksploracją losowo wybranego kawałka mapy. W końcu to bohaterowie nie wymagajmy od nich zbyt racjonalnego postępowania.
  3. Konflikt dramatyczny bohatera. Jego żona umiera, ocalić ją może tylko śmierć jego załogi... Ilość absurdalnych decyzji, która doprowadziła do powstania tego dylematu miejscami troszeczkę przeraża... ale ogólnie daje rade.
W tle jeszcze przewija się tajemnicza wyniszczająca epidemia... ale to już szczegóły.

Odkryjmy cały świat, ale zostawmy na mapach tajemniczą plamę żeby bohaterowie mogli przeżywać tam przygody.

 Bez szalonego naukowca się nie liczy.

Wypada tu jeszcze wspomnieć o postaci szalonego naukowca. Na początku co prawda udaje że nie jest szalony, ale przecież i tak mu nie wierzymy. Jak każdy porządny czarny charakter knuje i spiskuje. Dodatkowo jeszcze wozi ze sobą swoje podręczne formikarium, jak wiadomo absolutnie niezbędne przy podróżach geograficznych. Słyszałem że James Cook nigdzie się nie ruszał bez swojej mrówczej farmy. Zastanawia mnie tylko czemu scenarzyści wpisali mu do listy dialogowej rzucanie oderwanymi od tematu seksistowskimi komentarzami.

Szalony naukowiec i jego tresowane mrówki.

 Warto?

Recenzowanie to nie krytykowanie, recenzowanie to nie krytykowanie... powtarzaj to sobie i oddychaj głęboko.Wbrew mojej może nieco zbyt krytycznej recenzji, warto poświęcić 20 minut na obejrzenie, ja może nie zostałem powalony na kolana ale to kawał niezłej animacji.

0 komentarze: